Inspirujące Mamy
W dzisiejszym wpisie opowiem Wam trochę o tym jak wygląda mój dzień. Przyznać muszę, że nie każdy wygląda u mnie tak samo. Odkąd przestałam pracować na etacie i zajęłam się tylko swoją firmą znacznie na tym zyskałam pod każdym względem. Nie ukrywam, że w niedługim czasie będę chciała Cię jeszcze bardziej poinspirować do wprowadzania zmian w swoim życiu, nie tylko w kwestii żywieniowej czy sportowej, ale też w tej dotyczącej sfery zawodowej czy szeroko pojętego rozwoju osobistego.
Wychodzę z założenia, że mamy jedno życie i warto przeżyć je na własnych zasadach robiąc to co się kocha i to w co się wierzy. Dlatego jak już niedługo na moim blogu pojawią się pierwsze wpisy z INSPIRUJĄCYMI MAMAMI. Osobiście uważam, że Mamy mają niesamowity potencjał i tak bardzo się cieszę kiedy zdecydują się ten potencjał uwolnić czy odkryć. Dla wielu z nas pojawienie się dziecka jest przełomowym momentem naszego życia. U mnie tak z pewnością było. Ale nie o tym dziś, choć poniekąd właśnie ta chwila, ten moment, który mam aktualnie w życiu sprawił, że postanowiłam to wykorzystać i zdecydowałam się na to by postawić na rozwój jako sportowiec, ale i trener i dietetyk. Nie ukrywam, że to na czym teraz mocno się sfokusowałam rozwija mnie też zawodowo.
Współpraca z trenerem
Prawie trzy miesiące temu zdecydowałam się na współpracę z trenerem. Dotychczas sama dla siebie byłam trenerem, ale moje ostatnie wyniki w triathlonie pokazały mi, że może warto przyłożyć się do tego trochę bardziej. Skoro jest dobrze przy takim małym nakładzie sił to może warto trochę to docisnąć i zobaczyć co z tego będzie. Postanowiłam sprawdzić na ile mnie stać. Wiedziałam, że współpraca z trenerem może dać mi dodatkową motywację do przekraczania swoich granic i jednocześnie pozwoli mi rozwijać się jako trener, sprawdzić inne metody treningowe, a także nowe strategie żywieniowe.
Po tym jak zrobiłam pełnego Ironmana i na 11 godzinie wysiłku nie mogłam patrzeć na słodkie to ja już naprawdę wiem co to znaczy jak moi podopieczni mi mówią, że nie są w stanie przyjąć piątego żelu, bo jest im za słodko. Serio, jak się czegoś samemu nie doświadczy to ciężko to sobie wyobrazić.
No właśnie żywienie, czyli czwarta dyscyplina triathlonu. Na dłuższym dystansie powiedziałabym nawet, że pierwsza. Bez odpowiedniego żywienia daleko nie zajedziesz. Serio! Wiem co mówię. Często moi podopieczni, którzy mieli problemy z trzymaniem określonych watów na rowerze, nagle zaczęli je utrzymywać, bo zaczęli jeść podczas wysiłku. Jedzenie jest mega istotne. Dla każdego znaczy co innego, ale to co wspólne dla wszystkich to to, że jedzenie jest po prostu naszym paliwem. Im lepsze zatankujesz tym dłużej pojedziesz.
No dobra do brzegu 😊 Odkąd zaczęłam współpracę treningową z Marcinem, dzielę swoje tygodnie na tzw. obozowe i normalne. Dni obozowe to po prostu dni podczas których robię sobie obóz w domowych warunkach, a tygodnie normalne to te bez obozu 😊 Na przestrzeni tych 3 miesięcy miałam takie dwa cykle obozowe.
Jak to wtedy wygląda zapytacie?
No przyznaję w warunkach domowych, z pracą i trójką dzieci na pokładzie jest to wymagające, ale z drugiej strony wiedziałam w co się pakuję 😊 I w sumie mega lubię ten czas, bo jestem zdyscyplinowana na tip-top.
Pobudka wtedy 5:30 i lecę na basen. Jeszcze w aucie chwytam przekąskę, by nie tracić czasu na przedtreningowe robienie śniadania. Poza tym nadrabiam śniadanie po pływaniu. Najczęściej sięgam po musy owocowo-zbożowe Tymbark. Moje ulubione smaki to zdecydowanie ten z mango i jabłko z cynamonem. Oczywiście są też inne smaki – owocowe oraz owocowe z warzywami. Koniecznie musicie spróbować. Nie ukrywam, że też sięgam po nie w trakcie treningu. Są bez dodatku cukru co ma dla mnie wielkie znaczenie.
Z treningu wracam chwilę po 7, więc dzieci są już ogarnięte przez Wojtka i siadamy do wspólnego śniadania. O 7:45 zawozimy dzieci do szkoły i ja siadam do pracy. Od 8 do 15 pracuję. W zależności od dnia robię różne rzeczy. Każdy dzień jest przydzielony do konkretnych obowiązków, choć zawsze rano czasem godzinkę albo dwie robię rzeczy tzw. pilne – na już. Inny dzień mam przypisany do pracy dietetycznej i opracowywania diet dla moich podopiecznych, inny dzień jest podpięty do pracy trenera, gdzie rozpisuję treningi i konsultuję swoich podopiecznych, inny dzień najczęściej taki luźniejszy nagrywam materiały treningowe na platformę Training Point i na social media, jeszcze w inny dzień przygotowuję się do moich szkoleń. Tworzę nowe programy, prezentacje, szukam najnowszych badań, przeglądam piśmiennictwo, a kolejnego dnia planuję i pracuję nad contentem na platformę, na Facebook i Instagram. W międzyczasie prowadzę też szkolenia online dla firm, mam wystąpienia w telewizji, czy też ogarniam księgowość czy sprawy techniczne z platformą takie jak nowi trenerzy, sala do wynajęcia czy kto nam ogarnie wideo. Do tego każdego dnia odpowiadam na setki maili czy komentarzy i wiadomości pojawiających się w moich social mediach. Te siedem godzin pracy zlatuje mi nie wiadomo kiedy.
W międzyczasie oczywiście robię przerwy na jedzenie czy na kawę. Wtedy kiedy mam cykl obozowy z przyjemnością sięgam po catering, by zaoszczędzić sporo czasu, a także po przekąski. Oprócz migdałów czy orzechów w drugiej połowie dnia sięgam po musy owocowe ze zbożami Tymbark. Musy oprócz owoców zawierają ryż czy kaszę jaglaną i po pływaniu, jeszcze zanim dotrę do domu, na śniadanie w tzw. locie też zjadam mus, który jest super szybką przekąską i w mgnieniu oka zaspokaja pierwszy pływacki głód.
No dobrze lecimy dalej 😊 Około 15 siadam na trenażer i zaczynam robić trening kolarski. Trwa najczęściej do godziny. Jeżdżę albo równy rozjazd na określonych watach albo zadania na jeszcze bardziej dookreślonych watach 😉 Ta druga opcja boli trochę bardziej. Na rowerze też jem i oczywiście piję.
Po rowerze około 16 lecę pod mega szybki prysznic i przebieram się w ciuchy biegowe, by zrobić trening biegowy, a Wojtuś jedzie odebrać dziewczynki. Z racji tego, że zawozimy je w trzy różne miejsca, bo do żłobka, przedszkola i szkoły to często zdarza się tak, że zanim on je odbierze ja już wracam z treningu biegowego, które zajmuje mi około 45 minut do godziny maks.
Prysznic za prysznicem
Najgorsze w tym wszystkim jest to kąpanie się 😊 Rano basen, więc przed i po prysznic, potem rower i po nim od razu prysznic i suszenie, bo teraz przy tych mrozach nie ma szans na to by wyjść po rowerze od razu na bieganie. A jak się jeździ w domu na trenażerze to zawsze schodzi się z niego tak mokrym jak prosto spod prysznica. Wiatrak też nie pomaga 😊 Po suszeniu wskakuję w biegowe ubrania, szczelnie chroniąc uszy i zatoki i lecę na rundę po mieście. Wracam i zgadnijcie co robię??? Tak, brawo. Idę pod prysznic 😊
No i tak dobijamy do godziny mniej więcej 17. I wtedy dziewczynki odrabiają lekcje, coś tam razem pichcimy, gramy, oglądamy bajki i około 20 idziemy spać. I przyznaję, że są takie dni, że jak już się położę z dziewczynkami, to wstaję dopiero rano. A, że o 17 jestem już po 3 prysznicach to mogę 😊 Hah… 😊
Jeśli z nimi nie zasnę to siadam jeszcze do ogarnięcia jakichś pilnych tematów z pracy, które w międzyczasie się pojawiły.
No i to tak mniej więcej wygląda podczas cyklu obozowego na tygodniu Fit Mateczki 😊 W weekend, niedzielę mam wolną od treningu, więc nadrabiamy spacery, wspólne wyjścia na basen (od niedawna i oby tak zostało), spotykamy się z przyjaciółmi i po południu szykujemy ubrania na cały tydzień 😊 Serio mi to mega ułatwia, by nie słuchać codziennie, że dziś chcę z Anną, Elzą czy Zosią daną bluzkę 😊 Każda z dziewczynek szykuje po 5 sztuk bluzek, leginsów czy rajstop, 2/3 bluzy i sweterki. Prasują je, wieszają na wieszaki i każdego ranka wiedzą w co się ubrać a ja w spokoju mogę pływać 😊 Ufff … mam nadzieję, że dobrnęliście do końca 😊
Zostaw Komentarz