Dobry wieczór Kochani
Już po starcie. Udało się ukończyć. Trwało to wszystko niemiłosiernie długo.
Dzisiejszy start dedykuję mojemu ukochanemu Mężowi Wojtek Litwiniuk, gdyby nie On niestety na metę bym nie dotarła.
Pływanie wyszło jak na aktualną formę nieźle. Zadowolona wyszłam z wody, mierząc się jedynie w strefie zmian z zawrotami głowy. Było mi też trochę niedobrze przez to bujanie na morzu. Ale szybko mi przeszło, bo zajęłam się innymi rzeczami na rowerze.
No właśnie rower. Po 1 kilometrze wypadł mi przez przednie koło bidon, który miałam zamontowany w kierownicy. O mały włos przeleciałabym przez nią wystrzelona jak z katapulty. Niestety walczyłam z nim 3 krotnie wpinając się i wypinając z tych butów, aż w końcu po wypadnięciu słomki wywaliłam go na pobocze. Pierwszych 15 km było pod górę. Generalnie cała trasa bardzo ciężka, okropny wiatr i niestety odczuwałam brak długich wyjeżdżeń.
Niestety na 40 km pękła mi w tylnym kole opona. Akurat było to na zjeździe… No właśnie całą trasę jechałam z moim Wojtusiem, ale na zjazdach on bawił się wyśmienicie, a ja matka-polka na hamulcach. Na tym nieszczęsnym zjeździe pękła mi ta guma. Wojtuś tego nie widział, ale na szczęście po chwili zorientował się, że stracił mnie z oczu. A ja sama w lesie 50 km od mety przycupnęłam cichutko czekając aż mój rycerz mnie wyzwoli. Zwracam mu przy okazji honor. Namawiał mnie kiedyś bym się nauczyła, ale przecież po co mi to
Czekając na W. umierałam z zimna i lęku po czym nadjechał mój kochany Malutek i zaczął zmieniać mi tę oponę. Udało się to wszystko zrobić. Niestety w tamtym czasie odechciało mi się wszystkiego. Musiałam zaczynać wszystko od początku. No nic, postanowiłam się nie poddać skoro Wojtuś tak się dla mnie poświęcił. Udało się dojechać w limicie do strefy zmian i zacząć półmaraton. Podczas biegu oprócz braku chęci do kontynuowania wysiłku nic się nie działo. Po 15 km dopiero odezwało się moje kolano, czyli to pasmo biod.-piszczelowe.
Całe szczęście udało się ukończyć tę rzeź. Było bardzo ciężko. Dziękuję, że było mi dane stanąć na starcie i przy pomocy mojego Ukochańca skończyć ten wyścig. To była ogromna walka z samą sobą. Dużo z tej lekcji wyniosłam
Cieszę się, że mogłam aż tyle wynieść z tej lekcji. I dziękuję za mojego Wojtusia to prawdziwe szczęście mieć Cię u swojego boku.
Prawdziwy Przyjaciel
Zostaw Komentarz